Ani utrapienie, ani ucisk, ani prześladowanie, ani głód czy nagość, ani niebezpieczeństwo czy miecz, ani śmierć, ani życie,(…) ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. (por. Rz 8,37-39)
Cudne słowa, ale czy wytrzymują konfrontację z rzeczywistością? Wystarczy, że syn dorośnie, wystarczy, że córka pójdzie na studia do miasta, wystarczy, że ktoś ruszy do Anglii czy Irlandii i bardzo często z łatwością, w zasadzie bez walki, oddaje swój związek z Jezusem. Czy nie jest tak? Nie mówię, że tak jest zawsze, ale czy nie jest to częsty widok? Czasem się włączy w to gra pozorów i wtedy, w czasie powrotu do domu, syn czy córka odwiedzi kościół w jakąś niedzielę czy święto, a nawet pójdzie się do spowiedzi. Często jednak i te powroty w rodzinne strony nie skutkują powrotem do Kościoła i Boga.
Dlaczego tak łatwo odłączyć się od Jezusa? Wydaje mi się, że w większości przypadków ci, którzy odeszli od Jezusa tak naprawdę nigdy z Nim nie mieli żadnego osobistego związku. Owszem, zostali wychowani w wierze, zostali nauczeni i wyćwiczeni w pewnych zachowaniach i praktykach, zostali przypisani do Kościoła, ale nic więcej. Zostali obdarzeni wielką Bożą miłością, począwszy od chrztu, ale nigdy nie odpowiedzieli na tę miłość swoją miłością. Nigdy nie stworzyli z Jezusem więzi.
I pytanie ważne dla każdego z nas. Czy masz więź z Jezusem? Czy jesteś zakorzeniony w Chrystusie? Nic i nikt cię nie oderwie od miłości Chrystusowej, gdy będziesz miał korzeń. Żadne studia, żaden wyjazd, żadna sytuacja. Bieda jest wtedy, gdy nasze chrześcijaństwo przypomina sztuczną choinkę na metalowym stojaku. Łatwo taką choinkę sprzątnąć i niepotrzebną wstawić do piwnicy. Jeśli kogoś prawdziwie się kocha, to nigdy nie wyniesie się go na strych ani nie wyrzuci do piwnicy.
Wasz proboszcz O. Andrzej Mikołajczyk O. Carm.
18 niedziela – rok A 2.08.2020