Współcześni trędowaci. Nie mają twarzy zniekształconych trądem, mają wszystkie palce. Ich nosy są na swoim miejscu. A jednak nie ma dla nich miejsca w społeczeństwie. Muszą żyć poza społeczeństwem, które się ich boi. Bardziej niż niedostatek cierpią odrzucenie, brak perspektyw dla ich dzieci, brak nadziei na normalne godne zajęcie. Wszyscy się odwracają: rodzina, znajomi, przyjaciele. Cały świat zdaje się krzyczeć: nieczysty!!! Nie podchodź do nas, pozostań tam gdzie jesteś. Nie podchodź do nas!!!
Jeżeli w życiu współczesnych nam trędowatych pojawi się Chrystus, to zjawi się zapewne pod postacią współcześnie żyjącego człowieka. Człowieka, który nie będzie się bał wyciągnąć ręki niosącej nie tylko modlitwę za nieszczęśliwych i głodnych, ale konkretną pomoc. Dobrze by było, aby człowiekiem tym był chrześcijanin, mówiący z dumą, że jest bratem Jezusa Chrystusa, dzieckiem bożym stworzonym na Jego obraz i podobieństwo.
Kilka lat temu św. Jan Paweł II pocałował w czasie jednej ze swoich pielgrzymek trędowatego, pokazując w ten sposób, że trąd niekoniecznie musi być zaraźliwy. Nie bójmy się zbliżyć do współczesnych nam trędowatych, nie bójmy się iść im z pomocą. Ratując człowieka, dajemy świadectwo prawdziwości naszego chrześcijaństwa.
Wasz Proboszcz O. Andrzej Mikołajczyk O.Carm
6 niedziela zwykła – rok B 11.02.2018