Dzisiejszą opowieść odczytujemy w dwóch perspektywach. Najpierw jako relację z konkretnego wydarzenia. Po wtóre – jako zapewnienie, że w obecności Jezusa nic nam nie grozi, bo wszystkie burze cichną. Tamten cud jest rękojmią, że w razie największej zawieruchy w naszym sercu, w razie burzy sumienia, w razie ataków i nawałnicy wielorakiego zła uderzającego w nas z zewnątrz – spokój i głęboka cisza wrócą na pewno. Jeśli nie za chwilę, to jutro, za miesiąc, za rok.
A burze wciąż huczą, niepokoją i napełniają nas lękiem. Są to burze sąsiedzkich sporów, nieporozumień, awantur…
Oprócz burz na zewnątrz nas, nosimy nawałnice w sobie. Ciągle zagonieni stajemy się nadpobudliwi i nerwowi. Poddani zewnętrznym stresom – jak chociażby obawie utraty pracy – tracimy naturalną dla człowieka radość życia, stajemy się podejrzliwi i zgorzkniali. Źle nam z tym.
Wreszcie burza, jaką są nasze własne grzechy, słabości, złe strony charakteru. Z tym także nam źle.
Uczniowie w łodzi byli razem z Chrystusem, obok Niego, przy Nim. Jeśli i ja będę razem z Chrystusem to zewnętrzne burze nie są w stanie wyrządzić mi krzywdy. Wewnętrzne burze nie mogą mnie zniszczyć od środka. Jestem bezpieczny. Taką postawę podziwiamy u ludzi świętych, którzy wobec szalejącego zła potrafili zachować spokój.
Wasz proboszcz O. Andrzej Mikołajczyk O. Carm.
12 niedziela zwykła – rok B 20.06.2021